5th lut

Kiedy mam dość, chowam się przed całym światem. Bez makijażu, służbowej komórki, laptopa, wrzasków dzieci, zatroskanej miny męża. Bez pomysłu na obiad, konieczności prania, prasowania i sprzątania. I jest mi z tym dobrze.

Zanim jednak do tego dorosłam, bywało różnie. Wszechobecne stereotypy nie raz wpędzały mnie w poczucie winy i przygnębienia. Zakasałam rękawy i rozpoczęłam walkę o swoje.

Stereotyp pierwszy – albo macierzyństwo, albo kariera
Na pierwszym roku studiów wstrząsnęły mną słowa pewnego, szanowanego w akademickim kręgu, profesora: „Mam pięcioro dzieci. Trzech synów i dwie córki. W kształcenie dziewczyn nie inwestuję. I tak skończą w kuchni”. Nie miałam odwagi, aby zripostować tę bulwersującą wypowiedź. Obiecałam jednak sobie, że zrobię solidny użytek ze swojego wykształcenia. Że udowodnię światu – a przede wszystkim sobie – że można pogodzić życie prywatne i zawodowe.

Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że jest to do zrobienia. Ale łatwo nie jest. Kiedy zachodziłam w kolejne ciąże (a było ich trzy) i zmuszona byłam przerywać życie zawodowe, ogarniał mnie niepokój. Martwiłam się czy będę miała powrót do pracy, czy nie wypadnę z rytmu, nie zasiedzę się w pieluchach, nie przegapię czegoś ważnego. Z zazdrością  patrzyłam na zawodowy rozwój męża, na awanse kolegów w pracy. Jednocześnie czułam ogromną potrzebę bycia z każdym dzieckiem do ukończenia przez nie pierwszego roku życia. Targające mną dylematy sprawiały, że urlop wychowawczy zawsze okupiony był dużym stresem. Dziś wiem, że niepotrzebnie. Wszystko ma swój czas. I macierzyństwo i kariera zawodowa.

Nie słuchaj „wujków dobra rada”, rób swoje
Po urodzeniu trzeciego dziecka postanowiłam zawalczyć o nienormowany czas pracy i możliwość pracy zdalnej. Wszyscy mówili, że to się nie uda. Że w firmie nie ma takich praktyk. Nie poddałam się tym podszeptom. Szczerze porozmawiałam z szefem i otrzymałam zgodę.

Praca zdalna to był strzał w dziesiątkę. Moja efektywność poszła w górę. Pracowałam, gdy dzieci były w przedszkolu, szkole lub spały. Kiedy były w domu mogłam zająć się ich potrzebami. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam, że panuję nad sytuacją.

Nie bój się delegowania zadań
Kiedy potrzebowałam czasu na dodatkowe zadanie lub po prostu chciałam odpocząć – korzystałam z pomocy innych. W weekendy mąż zabierał dzieci w różne ciekawe miejsca, podczas gdy ja zostawałam w domu sama. Kończyłam zaległą pracę lub cieszyłam się ciszą i samotnością. Bez wyrzutów sumienia korzystałam też z pomocy niani i dziadków.
Dzięki temu na różnych etapach mojego życia, mogłam pracować na etacie, prowadzić działalność gospodarczą, koordynować prace 25-osobowego zespołu projektowego.

Stereotyp drugi – kobieta musi być idealną gospodynią domową
Przez chwilę uległam temu schematowi. Robiłam wszystko, żeby w domu był porządek, codziennie smaczny obiad, świeżo wyprane i wyprasowane ubrania. Żyłam jak w amoku nie pozwalając sobie na chwilę słabości.

Odpuść. Zastanów się co jest naprawdę ważne
Któregoś dnia – kiedy mąż poszedł z dziećmi na spacer a ja zabrałam się za kilkugodzinne sprzątanie – uzmysłowiłam sobie, że to nie ma najmniejszego sensu. Że nie po to jest sobota, aby spędzać ją na pastowaniu podłóg. Cały tydzień ciężko pracuję, więc mam prawo do odpoczynku. Ustaliliśmy wspólnie z mężem, że zatrudnimy panią do sprzątania, która będzie przychodzić w środku tygodnia. W ten sposób weekendy będziemy mieli wolne.

Oczywiście nie obyło się bez kąśliwych uwag bliższego i dalszego otoczenia „jaka to ze mnie arystokratka”. Nie miało to jednak większego znaczenia. Codzienne gotowanie obiadów, pranie i zajmowanie się dziećmi wystarczyło, aby moje ego wytrzymało te przytyczki.

Stereotyp trzeci – dobra matka poświęca wszystko dla dzieci
Chciałabym, aby dzieci zapamiętały mnie jako kobietę przedsiębiorczą, zaradną i uśmiechniętą, a nie umęczoną i sfrustrowaną. Wierzę, że szczęśliwa i spełniona matka, to szczęśliwe dzieci. Nie poświęcam im całego swojego życia, ale dużą jego część. Spory kawałek chcę mieć dla siebie. Na swoje życie zawodowe, pasje, przyjaciółki, z którymi chętnie wyjeżdżam na „babskie wyprawy”. Mam nadzieję, że w ten sposób uchronię siebie i je przed zbytnim zaciśnięciem pępowiny. A kiedy przyjdzie odpowiedni czas pozwolę im wyfrunąć z gniazda bez poczucia winy. Bo ja nie zostanę sama. Pozostanie mi ta cząstka mojego świata, o którą zawsze walczyłam.

anielcia_srodekFoto: Sylwia Tarkowska

Comments (0)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *